sobota, 21 września 2013

Rozważań o popularnych błędach w myśleniu i rozmaitych złudzeniach umysłu ciąg dalszy

      W poprzednim poście była mowa między innymi o jednym z najpopularniejszych błędów myślowych, jaki polega na tym, że pogląd, który żywi większość jesteśmy niezwykle często skłonni uznawać automatycznie za prawdziwy, pomimo iż logicznie rzecz biorąc powszechność jakiegoś stwierdzenia nie jest żadnym dowodem jego słuszności i ma się nijak do tego, czy jest ono prawdziwe, czy też nie. Jest tak dlatego, ponieważ z czysto logicznego punktu widzenia opinia może być zarówno rozpowszechniona i błędna, jak też rozpowszechniona i prawdziwa, podzielana przez niewielką liczbę osób i błędna, a wreszcie podzielana przez niewielką liczbę osób, lecz prawdziwa, z czego wynika, iż na podstawie samej takiej informacji - że wielu ludzi uważa czy mówi, iż sprawy mają się jakoś tam - nie sposób w zasadzie nic jednoznacznie orzec na temat tego, jak się one mają faktycznie, i to nawet jeśli taka informacja może być pewną przesłanką - może należałoby powiedzieć w tym miejscu: hipotezą czy założeniem - jakie warto wziąć pod uwagę i przynajmniej rozważyć, badając czy analizując jakiś problem albo zagadnienie. 
      Jak powstają takie popularne, lecz nie zawsze zgodne z samą rzeczywistością wyobrażenia dotyczące tego, czym albo jaka ona jest jako całość lub rozpatrywana pod takim czy innym swoim kątem? Jak się wydaje, duże znaczenie ma tutaj tradycja i wychowanie, czyli pewien ogół przekonań oraz utrwalonych powtarzalnością wzorców zachowań, jakie dziedziczymy z pokolenia na pokolenie i uczymy się na tej samej zasadzie co języka ojczystego. Inny możliwy powód to skłonność naszego umysłu do uogólniania, która z jednej strony - o tyle, o ile zachowujemy dyscyplinę myślową i postępujemy metodycznie, a zarazem refleksyjnie - prowadzi do stworzenia pojęć i kategorii, jakie stanowią bazę wszelkiej metodologii naukowej, z drugiej jednak w sferze ex definitione nienaukowego myślenia potocznego szalenie często przeradza się w coś, co Franciszek Bacon nazywał fałszywą indukcją, opartą na pochopnych i przedwczesnych uogólnieniach, których źródłem wcale nie jest myślenie logiczne, ale wyłącznie rodzaj mentalnego lenistwa i niechęć do dociekania prawdziwych przyczyn pewnych zjawisk tam, gdzie pod ręką znajduje się jakieś proste, pozornie logiczne, dające komfort posiadania odpowiedzi wyjaśnienie. 
      U podłoża takich stereotypów i uogólnień - rzecz jasna poza właściwymi zdecydowanej większości przedstawicieli gatunku homo sapiens lenistwem i niechęcią do samodzielnego myślenia tam, gdzie na podorędziu funkcjonuje jakieś wygodne, gotowe, standardowo słuszne, oczywiste jak kultura masowa i dostępne jak hamburger z McDonalds`a rozwiązanie (które z daniem tym łączy także to, że jest ono równie niepełnowartościowym, syntetycznym i niezdrowym posiłkiem dla umysłu, co hamburger dla organizmu) - leży również, jak się wydaje, skłonność do rozumowania w kategoriach metafizycznych oraz niezdolność do odróżniania faktów od opinii o nich. Do tego drugiego zagadnienia wrócę w jednym z następnych wpisów, teraz zaś pozwolę sobie powiedzieć kilka słów na temat pierwszego z nich, czyli myślenia metafizycznego. 
      Na czym ono konkretnie polega? Najogólniej rzecz ujmując, ten typ błędu pojawia się wszędzie tam, gdzie twierdzimy, że coś wiemy i wypowiadamy się jako o pewnikach o sprawach, które, jak określił to żyjący ponad dwa tysiące lat po Sokratesie Immanuel Kant, znajdują się poza granicami naszego doświadczenia, a niekiedy wszelkiego empirycznego doświadczenia w ogóle i które w związku z tym mogłyby w najlepszym razie być jedynie przedmiotem naszych przypuszczeń. Jest on co najmniej równie popularny i równie częsty co myślenie stereotypami i podobnie jak ono stanowi konsekwencję tego, że większość z nas dąży do tego, aby mieć własne zdanie na różne tematy i szybko oraz łatwo rozprawić się z niewygodnymi sprzecznościami czy dylematami, więc nawet jeśli - ze względu na - jak ujmował to Kartezjusz - przyrodzoną ograniczoność (skończoność) ludzkiego umysłu albo brak empirycznej wiedzy o czymś związany z tym, że gdzieś tam nas nie było czy coś tam nie działo się przy nas - nie mamy szczególnie dobrych podstaw do formułowania jakichkolwiek twierdzeń na ten temat, mimo to z wielką chęcią ferujemy bardzo niekiedy kategoryczne werdykty, które potem w zetknięciu z tak zwanymi twardymi realiami mogą się okazać kompletnie bzdurne. 
      Słowem, gdybyśmy chcieli w tym momencie zachować rzetelność myślową i rozumować rzeczywiście racjonalnie, powinniśmy wyraźnie oddzielić od siebie to, co wiemy od tego, co nam się tylko wydaje, że wiemy, jak też znane nam, potwierdzone fakty od ocen, komentarzy i innego rodzaju sądów wartościujących. Dlaczego jest to tak trudne, a jednocześnie niezbędne do tego, aby postrzegać rzeczywistość w sposób naprawdę obiektywny i sprawiedliwy? O tym napiszę w następnych postach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz