niedziela, 1 września 2013

Kilka uwag na temat wpływu zgodności między tym, co się mówi i tym, co się robi na spójność i skuteczność przekazu (z nieustającym odniesieniem do Sokratesa)

      W poprzednim poście była mowa o relacjach między językiem, jakiego używamy i naszym życiem oraz postawami, jakie zajmujemy, czyli, mówiąc najogólniej, między logiką i etyką. Zanim przejdę do zapowiedzianego wcześniej przeglądu najczęściej popełnianych błędów myślowych, chciałabym wrócić na chwilę do Sokratesa i przyjrzeć się pewnej kwestii związanej z tą postacią, która, jak się wydaje, niesie ze sobą interesujący potencjał interpretacyjny, także w szeroko rozumianym kontekście sztuki argumentacji i komunikacji. 
      Mam tutaj na myśli coś, co najkrócej można by określić jako związek tego, co się głosi z własnym życiem, czyli z faktycznie przyjętym przez siebie sposobem postępowania. Aby nasz przekaz faktycznie dotarł do odbiorcy, został przez niego zrozumiany i abyśmy mogli go przekonać do prawdziwości naszych poglądów, musi zachodzić pewna spójność między tymi dwoma wspomnianymi wyżej czynnikami. Sokrates, który w 399 roku p.n.e. został skazany na śmierć przez ateński sąd za głoszone przez siebie przekonania, jakie dla wielu ludzi w owych czasach były niewygodne, bo zmuszały do myślenia i który przyjął ów niesprawiedliwy wyrok właśnie w imię wierności sobie daje przykład takiej najdalej posuniętej konsekwencji w tej dziedzinie, przeczuwając i rozumiejąc, iż w przeciwnym razie jego filozofia i światopogląd, który głosił nie byłyby po prostu dla nikogo wiarygodne. 
      Ta konieczność zachowania pewnej choćby elementarnej zgodności między tym, co się mówi i realnym kontekstem, w jakim ów komunikat jest wygłaszany, tak aby nie powodować u odbiorcy zbyt daleko idącego dysonansu poznawczego, jaki grozi tym, iż w ogóle nie zostaniemy zrozumiani to, jak się wydaje, po prostu jedna z fundamentalnych zasad poprawnej, skutecznej komunikacji. Co więcej, ma ona przełożenie na sytuacje, z jakimi często spotykamy się w codziennym życiu. Oto przykład - wyobraźmy sobie, że przedstawiciele jakiejś instytucji wywieszają listę osób, których skargi, prośby czy wnioski nie zostały przez nich pozytywnie rozpatrzone na papierze ozdobionym u góry szlaczkiem w serduszka. Czy jest sensownie przypuszczać, że te osoby odniosą dzięki temu wrażenie, iż są kochane przez wyżej wspomnianą instytucję? Czy nie byłoby w tym momencie bardziej logiczne takie założenie, że odbiorą to raczej jako rodzaj szyderstwa? 
      Ten typ błędu myślowo-komunikacyjnego bardzo często popełniają oderwani od tak zwanych realiów życiowych politycy, twierdząc na przykład, iż jest dobrze i że nie ma powodów do narzekań, ponieważ mamy wysokie PKB albo - to mój ulubiony argument - średnie wynagrodzenie w ostatnim kwartale wyniosło 4500 zł. Jeśli sumę zarobków szefa (którego pensja wynosi, powiedzmy, 8500 zł) i szeregowego pracownika (który zarabia 500 zł) podzielimy na dwa, faktycznie wyjdzie średnio 4500 zł na osobę, jednak powstaje pytanie, czy od tego z odbiorców, który zarabia właśnie owe 500 zł można oczekiwać, że także uwierzy w prawdziwość komunikatu, iż jest dobrze, a instytucje rządowe, które tak twierdzą i które jako dowód na to podają owe 4500 zł średniej pensji działają w jego interesie? 
      Jakkolwiek nie ma to może bezpośredniego związku z Sokratesem, który ekonomią jako taką raczej się nie zajmował, zasada zgodności treści komunikatu z kontekstem i czynami jest na tyle uniwersalna, iż - co unaocznia powyższy przykład - ma zastosowanie również w pozornie tylko nieinteresującym z perspektywy filozofa codziennym życiu. Z punktu widzenia logiki i skuteczności komunikacji ważna jest nie tylko sama treść przekazu, ale także to, jak ma się ona do faktów. Jeśli takiej podstawowej choćby zgodności brak, to niezależnie od tego, co powiemy expressis verbis odbiorca może i tak usłyszeć coś najdokładniej sprzecznego z naszymi oczekiwaniami. Dlatego nieraz zadając sobie pytanie o to, z jakiego powodu nasz - jak się nam wydaje, zupełnie dobry argument - nie trafia do adresata, warto rozważyć właśnie ów rzeczywisty kontekst i szczerze odpowiedzieć sobie samemu na pytanie, czy zadbaliśmy o to, aby - jak choćby w przypadku rządowych zapewnień o tym, że jest fantastycznie - był on równie afirmatywny i napawający entuzjazmem jak to, co się na ten temat mówi. 
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz