poniedziałek, 11 sierpnia 2014

O nadinterpretacjach i nadznaczeniu jeszcze kilka słów

        W poprzednim wpisie była mowa o nadinterpretacjach i problemie tak zwanych nadużyć interpretacyjnych. Dzisiaj - tak się składa, że znowu po dłuższej przerwie - chciałabym kontynuować ten właśnie wątek. 
      Jak wspominałam wcześniej, nadinterpretacje bywają niewinne w tym znaczeniu, iż rzadko są intencjonalne i w pełni zamierzone. Ten, kto się ich dopuszcza robi to z reguły nie w pełni świadomie i działa w dobrej wierze, naprawdę sądząc, iż gdzieś tam było coś powiedziane, coś tam miało miejsce, jakaś rzecz jest taka, jak przedstawili to ludzie, z którymi rozmawiał etc. Jego błąd, jakkolwiek ewidentny i niewątpliwy, polega w tym przypadku nie na tym, że ma wolę wyprowadzania kogoś czy siebie samego na przysłowiowe manowce, lecz że jest mało ostrożny, zbyt łatwowierny, pochopnie i przedwcześnie, nie sprawdziwszy dokładnie, nie znając sprawy lub mając o niej jedynie powierzchowną wiedzę przyjmuje jakąś wersję wydarzeń za faktyczną, ponieważ to ten właśnie przebieg wypadków najlepiej koresponduje z tym, czego by sobie życzył lub co pasuje do jego ogólnej wizji tego, jaki jest świat. 
      Trzeba tutaj jednak dodać, iż zdarzają się również takie nadużycia interpretacyjne, które nie są ani niezamierzone, ani podświadome. Ten, kto ich dokonuje - a wcale niekoniecznie są to wyłącznie politycy czy spece od pijaru - w gruncie rzeczy bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że dokonuje manipulacji wobec przekazu, jaki celowo przeinterpretowuje. Do tej grupy nieuczciwych praktyk komunikacyjnych należą chociażby takie działania jak świadome pomijanie pewnych faktów, dodawanie mimochodem "od siebie" - ale jednocześnie tak, że na podstawie kontekstu słuchacz zakłada, iż coś musiało być zawarte w przekazie źródłowym - tego i owego, dołączanie komentarza i oceny w taki sposób, iż miesza się ona z faktami, wywołując określoną reakcję emocjonalną u odbiorcy, takie rozkładanie akcentów, iż to, co było ważne w wyjściowym komunikacie staje się zupełnie nieistotne w "tłumaczeniu" i vice versa, względnie wcale nie tak rzadkie wmawianie dosłownie "na chama" różnych pożądanych przez nadawcę rzeczy, tak aby odbiorcy nie umknęło, że "przecież bardzo chce" gdzieś tam jechać, coś zrobić czy coś nabyć. 
      Z jeszcze innym, bardzo ciekawym przykładem nadinterpretacji mamy niekiedy do czynienia w przypadku myślenia tzw. całościami znaczeniowymi. Jest to rozumowanie zbliżone nieco do posługiwania się uproszczeniami i stereotypami oraz patrzenia na fakty nie przez pryzmat tego, co naprawdę o nich wiemy, lecz od razu z perspektywy jakiejś wyższej, niekiedy silnie zmitologizowanej, a więc posiadającej pewien  nadmiar znaczenia i niosącej mocny przekaz symboliczny narracji. Jest to jednak problem na tyle obszerny, że stanowi w zasadzie materiał co najmniej na odrębny wpis, dlatego zajmę się nim w następnym poście.