wtorek, 27 stycznia 2015

O myśleniu całościami znaczeniowymi i narracyjnymi

        Dzisiaj, po przerwie, chciałabym wrócić do obiecanego wątku poświęconego myśleniu całościami znaczeniowymi i narracyjnymi. Jest to taki rodzaj błędu, który popełniamy znacznie częściej niż nam się wydaje, a co najważniejsze robimy to zazwyczaj mimowolnie, to znaczy nie zdając sobie niekiedy w ogóle sprawy z tego, że nasze rozumowanie dotyczące jakiejś sprawy jest nie do końca logiczne i może nie mieć wiele wspólnego z rzeczywistością, do jakiej z założenia ma się odnosić. 
        Ten typ błędu jest trochę podobny do posługiwania się rozmaitymi stereotypami i uproszczeniami, z tą różnicą, iż tutaj mamy do czynienia z uproszczeniem szczególnego typu, to znaczy takim, jaki określone fakty albo dane, które ma wyjaśnić włącza od razu w jakąś większą znaczeniową całość, nieraz bardzo dalece wykraczającą poza nie - w jakąś opowieść, narrację, gotowy egzystencjalny scenariusz etc. 
        Weźmy chociażby następujący przykład - pozwólcie, że będzie on trochę feministyczny. Powiedzmy, że mówimy o młodej i ładnej kobiecie - popularny stereotyp wielu ludziom (nie twierdzę wcale, że wszystkim, są tacy, którzy tak nie pomyślą) każe od razu podświadomie zakładać, że skoro jest młoda i ładna, jest też pewnie głupia - jest to zapewne tak zwana pusta lala, która myśli tylko o ciuchach i kosmetykach i generalnie ma pstro w głowie. Istnieją też uprzedzenia pozytywne, które funkcjonują na zasadzie tzw. efektu aureoli - w zależności od swoich własnych doświadczeń, preferencji oraz usposobienia ktoś może zakładać, że kobieta ta jest równie dobra co piękna, niezdolna do przemocy i w ogóle jest aniołem, a nie człowiekiem etc. 
        Stereotyp ogranicza się po prostu do ogólnikowego stwierdzenia typu "piękna-głupia" albo "piękna-a więc dobra" i tyle. Jest to uproszczenie myślowe, bo rzeczywista, konkretna osoba, o której coś takiego orzekamy może być zupełnie inna i dużo bardziej skomplikowana niż głoszą takie powierzchowne, często krzywdzące hasła (może, dajmy na to, lubić kosmetyki i ładne ubrania, ale jednocześnie być dobra i wyrozumiała albo być dobra, ale jednocześnie mieć skłonność do zachowań gwałtownych czy stanowczych, sprzecznych z popularnym wyobrażeniem o kobietach jako czysto pasywnych ofiarach męskiej agresji etc.) - niemniej ma ono charakter, jeśli wolno tak powiedzieć, cząstkowy, ogranicza się do jakiegoś jednego epitetu, cechy i na tym poprzestaje. 
        Myślenie całościami znaczeniowymi polega na czymś nieco innym. Ktoś, kto posługuje się nim umieszcza od razu osoby czy sprawy, o jakich mówi w bardzo szerokim i niekiedy bardzo odległym od nich kontekście, rozumiejąc i interpretując ich sens przez pryzmat całej masy założeń zaczerpniętych nie z empirii i z tego, co faktycznie wie o owych rzeczach, lecz na przykład z podzielanego przez członków grupy, do jakiej należy światopoglądu albo systemu wartości. 
        Inaczej mówiąc, dla kogoś takiego te osoby albo rzeczy nie są odrębnymi bytami, lecz funkcjonują zawsze jako element jakiejś większej, rozleglejszej całości. Zgodnie z tą logiką mówienie o kobiecie i zrozumienie tego, co ona robi czy głosi nie ma wartości autonomicznej i nie jest właściwie możliwe bez odniesienia do jakiegoś mężczyzny, który - jak się zakłada - na pewno musi być w jej życiu. Tak samo jest w innych przypadkach - różne fakty, jakie logicznie rzecz biorąc wcale niekoniecznie mają ze sobą coś wspólnego, myślenie takie na siłę kojarzy ze sobą, każąc postrzegać je jako wynikające z siebie elementy jednej opowieści, idee, czyny albo wypowiedzi włącza od razu do różnych będących aktualnie w obiegu narracji, nie starając się nawet zrozumieć, co tak naprawdę ich autor lub autorka chcieli przekazać etc. 
        Taki typ racjonalizacji zjawisk jest nie tylko podejrzany logicznie. Stosowany na szerszą skalę prowadzi też do rażących nieraz uproszczeń i sprawia, że przestajemy rozumieć w ogóle świat, jaki nas otacza, tworząc sobie pseudorzeczywistość nadbudowaną nad tym, co faktycznie ma miejsce, a w dalszej perspektywie nie jesteśmy zdolni do tego, aby radzić sobie z realnymi problemami, jakie są jego częścią. Dlatego właśnie - choć to trudne, bo wszyscy lubimy piękne historie, w których wszystko pasuje do siebie jak w układance, zwłaszcza jeśli w dodatku mają happy end - niekiedy bezpieczniej jest po sokratejsku założyć, że niewiele na jakiś temat wiemy, niż brnąć w kuszące, lecz zmitologizowane wyobrażenia o różnych sprawach, które z prawdą mogą mieć tyle wspólnego, co i nic. Wymaga to może większej dozy krytycyzmu i pewnej samodyscypliny myślowej, lecz na dłuższą metę jest to jedyna strategia, która pozwoli nam właściwie rozumieć rzeczywistość i to, co faktycznie się w niej dzieje.