czwartek, 3 października 2013

Dalsze rozważania o błędach myślowych - czy stwierdzenie faktu jest tym samym co nasza opinia na jego temat?

      W poprzednim poście pisałam między innymi o powodach, dla których tak chętnie myślimy upraszczającymi uogólnieniami i przyjmujemy wyjaśnienia, jakie bazują nie na rzetelnej analizie jakiegoś zagadnienia, ale na popularnych stereotypach niewymagających w zasadzie w ogóle refleksji nad tym, czego przyczyny rzekomo chcemy poznać. Wspominałam o tym, że kiedy wybieramy taki redukcjonistyczny, a tym samym daleki od obiektywizmu sposób postrzegania świata kierujemy się nie tylko tym, że zwyczajnie nie chce nam się myśleć. Jest tak również dlatego, że mamy potrzebę życia w uporządkowanej, sensownej rzeczywistości, więc nawet wtedy, kiedy nie mamy dobrych empirycznych dowodów na słuszność jakiejś popularnej, obiegowej opinii łatwo i przystępnie tłumaczącej ten czy inny trudny albo paradoksalny problem, wolimy raczej przyjąć takie niepełne, potoczne wyjaśnienie, które pomimo swej niekompletności ratuje zwykły porządek rzeczy, niż przyznać się przed samymi sobą, że nie rozumiemy jakiejś sytuacji czy zjawiska, jakie są być może na tyle skomplikowane, iż nie da się ich przypisać do żadnej z dotychczas "działających" kategorii, w ramach których mieliśmy zwyczaj rozumować do tej pory. 
      Z bardzo podobnym błędem mamy do czynienia, kiedy formułujemy sądy o faktach, które wprawdzie wydarzyły się przy nas, jednak wyciągamy przy tym wnioski zbyt daleko idące, które obejmują również takie zagadnienia, jakich świadkami nie byliśmy, o jakich nic de facto nie wiemy i jakie - jak powiedziałby może Kant - wykraczają poza granice naszego doświadczenia. Jest to ten rodzaj błędu, który wszyscy popełniamy często z tej prostej racji, iż wnioskując kierujemy się z reguły potocznymi skojarzeniami, jakie mogą prowadzić nas na zupełne myślowe manowce. Ktoś mówi na przykład: "Kowalska jest ciężko chora. Wiem to na pewno, bo ostatnio stale spotykam ją koło szpitala", nie biorąc w ogóle pod uwagę, że wydarzenie, na który się powołuje może mieć jakąś zupełnie niegroźną przyczynę, chociażby taką, że wspomniana Kowalska po prostu podjęła tam pracę w sklepie spożywczym i dlatego często bywa w okolicy. Analogiczna sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy na bazie takich nieco przypadkowych, niekoniecznie reprezentatywnych dla problemu zdarzeń formułujemy opinię o czyimś charakterze. "Zośka na pewno jest niemoralna i głupia, bo rozmawiałem z nią wczoraj i nie podziela moich poglądów politycznych (religijnych)" - oczywiście jedno z drugim nie ma nic wspólnego, bo to, iż ktoś posiada odmienne od naszych zapatrywania na coś czy wyznaje odmienny światopogląd wcale nie dowodzi ani głupoty, ani braku zasad etycznych i tak naprawdę może się mieć nijak do tego, jakim on czy ona jest człowiekiem (o czym znacznie więcej powie nam postępowanie tej osoby czy to, jak traktuje ona innych ludzi). 
      Ten ostatni typ błędu pojawia się zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzą kwestie wartościowania, poglądów i ocen etycznych. Każdy z nas posiada jakąś hierarchię wartości czy ogół przekonań dotyczących świata, życia oraz innych osób, przez pryzmat których postrzega rzeczywistość i dokonuje wyborów. Niekiedy zdarza się jednak tak, że nasze przeświadczenia w tej sferze są dla nas na tyle ważne, iż przesłaniają nam rzeczywistość. W efekcie nie umiemy obiektywnie ocenić czegoś, co się wydarzyło, ponieważ na wszystko patrzymy z perspektywy naszych założeń i nie oddzielamy od siebie tego, czego faktycznie doświadczyliśmy od opinii o tym, jakiej źródłem są owe przekonania. W podanym wyżej przykładzie jedyne bezsporne fakty to to, że ktoś rozmawiał z Zośką i że w trakcie tej rozmowy wyszło na jaw, iż w tej czy innej sprawie nie podzielają oni nawzajem swoich poglądów. Jednak to, że Zośka jest głupia czy zła nie jest faktem, tylko czysto subiektywną opinią tego, kto ją formułuje. Jakie inne konsekwencje mogą płynąć z tego, że nie odróżniamy przyjętych przez nas a priori założeń czy wartości od konkretnych faktów, które mogą, ale nie muszą ich potwierdzać? O tym napiszę w następnych postach. 

2 komentarze:

  1. To chyba ogólnie nazywa się "heurystyka" w zachowaniu...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim sensie, że stawiam założenia i szukam na nie potwierdzenia? Można to pewnie i tak nazwać, tyle tylko, że np. w działalności naukowej jeśli rzeczywistość nie potwierdza moich teorii zazwyczaj je odrzucam, natomiast w takim przypadku jak wyżej lub podobnych już niekoniecznie tak jest - wierzę w nie mimo wszystko...

      Usuń