niedziela, 13 października 2013

Błąd inspektora Lestrade, czyli o tym, że iluzja zbieżności faktów z naszymi założeniami to nie to samo, co rzeczywista zbieżność faktów z naszymi założeniami

      W poprzednim poście była mowa o bardzo popularnym błędzie polegającym na mieszaniu ze sobą faktów i opinii o nich i podawaniu tych drugich za te pierwsze. Z tego, że Zośka nie zgadza się ze mną w dyskusji nie wynika automatycznie, że jest głupia, tak samo jak z tego, że Tomek mi zawsze potakuje nie musi jeszcze wynikać, że to właśnie on jest moim prawdziwym przyjacielem. Jedyne fakty w wyżej wymienionych przypadkach to to, że Zośka ma inne poglądy niż ja na jakiś temat, a Tomek we wszystkim się ze mną zgadza. Powody, dla których tak się zachowują czy zachowali mogą być jednak zupełnie inne niż - niekiedy życzeniowo i powodowani tzw. miłością własną - zakładamy. Zośka może po prostu być inteligentną osobą, która potrafi myśleć krytycznie, ma własne zdanie i umie go bronić, a Tomek może zwyczajnie mieć interes w tym, żeby mi się podlizywać, bo jako, powiedzmy, mój podwładny liczy na podwyżkę czy awans, jednak w głębi duszy szczerze mnie nie znosi i gdyby tylko mógł, utopiłby mnie dosłownie w łyżce zupy. Opacznie interpretując ich zachowania i biorąc swoje własne, subiektywne opinie za rzeczywistość (czyli właśnie za fakty), staję się niezdolna do obiektywnej oceny tego, co zrobili czy jakimi są ludźmi, a tym samym z jednej strony tracę być może szansę na przyjaźń z kimś wartościowym, z drugiej zaś lekceważę prawdziwe niebezpieczeństwo, jakie wiąże się z zaufaniem pokładanym w kimś, kto w gruncie rzeczy ma wobec mnie najdoskonalej fałszywe intencje. 
      Nieco podobny i równie popularny błąd - pozwolę go sobie nazwać roboczo błędem inspektora Lestrade`a z racji tego, iż w powieściach kryminalnych popełnia go z reguły niezbyt rozgarnięty oponent bystrego detektywa, jakim w opowiadaniach o Sherlocku Holmesie był właśnie Lestrade ze Scotland Yardu - polega na tym, że przyjmujemy jako oczywistość pewne założenie dotyczące jakiejś osoby czy sytuacji, a następnie wszystkie fakty z nią związane dopasowujemy na siłę do owej tezy jako jej niewątpliwe potwierdzenie, niezależnie od stopnia nieporozumienia czy nawet nonsensu, jakiego myślenie takie bywa źródłem. W efekcie teoria, jaka miała nam wyjaśniać daną rzecz czy sprawę prowadzi ostatecznie do tego, że w ogóle nie można jej zrozumieć i okazuje się największą przeszkodą na drodze do tego, aby jakieś wydarzenia zaczęły nam się układać w sensowną całość. 
      W określony sposób interpretując to, że Tomek we wszystkim się ze mną zgadza, a Zośka mi się sprzeciwia mogę nieco pochopnie przyjąć, że Tomek to mój przyjaciel, a Zośka nie i wszystko, co będą robili interpretować następnie przez pryzmat owych pewników, jako dowód na to, że moje wnioski są słuszne. Jeśli to moje przekonanie czy chęć, żeby tak właśnie było będą dostatecznie silne, będę w nie wierzyć nawet wtedy, gdy Tomek będzie mnie namawiał do działań ewidentnie sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, przed którymi Zośka będzie mnie uczciwie przestrzegać. Skutki takiego postępowania są stosunkowo łatwe do przewidzenia, bo to, że błędnie oceniam pewne fakty czy sygnały nie wpłynie przecież na to, jakie są one naprawdę, nie zmieni nagle negatywnych okoliczności w pozytywne i nie sprawi, że niepowiązane ze sobą rzeczy zaczną mieć jakiś inny związek niż ten, jaki istnieje w moim umyśle. Dlatego właśnie jeśli pomimo najszczerszych chęci nie możemy znaleźć niczego, co łączyłoby ze sobą jakieś sprawy, które - jak zakładamy - muszą być ze sobą powiązane rozsądnie jest założyć, że jest tak widocznie z tego powodu, że po prostu nie mają one ze sobą nic wspólnego. W przeciwnym razie grozi nam to, że wpadniemy w pułapkę, jaką sami na siebie zastawiliśmy i będziemy mogli o sobie powiedzieć to, co angielski filozof George Berkeley (1685-1753) powiedział kiedyś o zwolennikach niektórych pojęć metafizycznych - "przeważną część trudności, które zagradzały drogę do poznania zawdzięczamy wyłącznie sobie samym: naprzód wznieciliśmy tumany kurzu, a potem uskarżamy się, że nie widzimy". (cytuję za: G. Berkeley, Traktat o zasadach poznania ludzkiego. Trzy dialogi między Hylasem i Filonousem, przełożył J. Leszczyński, Warszawa 1956, s. 9)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz