W poprzednim wpisie obiecałam, że tym razem będzie o myśleniu całościami znaczeniowymi i narracyjnymi. Z różnych względów postanowiłam jednak ostatecznie, że ten temat podejmę nieco później - a dzisiaj chciałabym zaproponować inny wątek, także mający związek - i to wcale niebłahy! - ze sztuką argumentacji.
Do tej pory mówiliśmy tutaj głównie o błędach myślowych i nielogicznych lub pozornie logicznych rozumowaniach prowadzonych jednakże zasadniczo przez tych, którym w gruncie rzeczy zależy na zachowaniu zdolności logicznego myślenia i którzy - nawet jeśli popełniają błędy - generalnie akceptują zasady racjonalnego dyskursu i komunikacji opartej na prawdzie oraz rozumie. Nawet jeżeli czasami - a zdarza się to w końcu każdemu z nas, choć nie zawsze chcemy się do tego przyznać! - kierują się oni na przykład emocjami czy wyobraźnią, myślą życzeniowo zamiast ograniczać się do tego, co faktycznie o jakiejś sprawie wiedzą, mieszają to, co się naprawdę wydarzyło z własnymi interpretacjami etc., zasadniczo nie kwestionują tego, że istnieje jakaś intersubiektywna rzeczywistość poza słowami i że w mówieniu i ogólnie komunikowaniu się chodzi także o to, aby nasze słowa i wypowiedzi pozostawały z nią we w miarę bliskim lub przynajmniej jakimkolwiek rzeczywistym (a nie pozornym) związku.
Niekiedy zdarza się jednak, że ktoś - jedna ze stron dyskursu, na przykład jeden z adwersarzy - w ogóle odmawia myślenia racjonalnego, kwestionując tym samym podstawy, jakie stanowią warunek sine qua non dyskutowania czy prowadzenia sporu. W takich sytuacjach logiczne myślenie na niewiele nam się przyda, bo smutna prawda jest taka, że niezależnie od tego, ile racji mamy, a nawet od tego, jak dobrymi argumentami dysponujemy i tak nie mamy szans wygrać na tej bazie, ponieważ przeciwnik w ogóle nie odwołuje się do logiki i nie o słuszność czy jej ustalenie bynajmniej mu chodzi. Inaczej mówiąc, tutaj nie decyduje siła argumentów, tylko argument siły, a strony nie dogadają się, bo posługują się de facto dwoma najzupełniej różnymi językami i stawiają sobie wykluczające się wzajemnie cele.
Są to takie momenty, kiedy rozum kapituluje, bo dyskutanci (a w każdym razie przynajmniej jeden z dyskutujących) dobrowolnie rezygnują z posługiwania się nim. Musicie pamiętać, że taki spór prowadzi donikąd, zakończy się w ślepym zaułku i nie ma szans na pozytywne rozstrzygnięcie, ponieważ wola tych, którzy go prowadzą nie ma nic wspólnego z logiką, słuchaniem racji drugiej strony i dążeniem do znalezienia jakiegoś konstruktywnego rozwiązania.
Jest to skrajny, graniczny przypadek nielogiczności, kiedy rozum przekształca się w swoje przeciwieństwo, a w efekcie dyskurs staje się tak naprawdę niemożliwy, bo zakwestionowane zostają w ten sposób same podstawy racjonalności, bez której nie zaistnieje żaden dialog.
To tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że następnym razem już bez przeszkód wrócimy do zapowiedzianego wcześniej myślenia całościami znaczeniowymi.
Witaj, bardzo podoba mi się Twój blog, dlatego dodałem Cię do mojej listy blogów pod adresem
OdpowiedzUsuńfachowcy-a-z.pl
Zajrzyj jeżeli masz ochotę:)
Witaj, dzięki serdeczne za ciepłe słowa, zaglądałam na stronę, bardzo mi miło, że mnie doceniasz.
OdpowiedzUsuń